Do polskiego wojska Chłopców zaciągają, Chłopców zaciągają. Niejednej dziewczynie, Niejednej kochance Serce zasmucają, Serce zasmucają. Nie smuć się, dziewczyno, Nie smuć sama siebie, Nie smuć sama siebie. Bo za roczek, za dwa, Bo za roczek, za dwa Powrócę do ciebie, Powrócę do ciebie. A jak nie powrócę, Będę listy pisał, a on do wojska był przynalezniony; My importal evanescense; Zosta moimi przyjacielem; Ziomek ganja mafi; MISTRZ OPERY GIOACCHINO ŻYŁ WE WŁOSZECH I JAK INNI WŁOSI BYŁ SMAKOSZEM co dzień rano; Ahmed Chawki feat Sophia Del Carmen; Shooting Star - Owl City; nóżka za nóżką tup tup tup PIOSENKA DLA DZIECI; Shafter candy doll Wings to fly - Belinda Carlisle zobacz tekst, tłumaczenie piosenki, obejrzyj teledysk. Na odsłonie znajdują się słowa utworu - Wings to fly. cytaty rap 2018 - Tekściory.pl – sprawdź tekst, tłumaczenie twojej ulubionej piosenki, obejrzyj teledysk. Star - Nazareth zobacz tekst, tłumaczenie piosenki, obejrzyj teledysk. Na odsłonie znajdują się słowa utworu - Star. Provided to YouTube by MTJGdy na wiosnę do wojska ruszałem · Piotr Bechcicki · Artur Plichta · A'Vista · Sylwester Marciński · Prestiż · Traditional · Tradit Eteiseen - Maija Vilkkumaa zobacz tekst, tłumaczenie piosenki, obejrzyj teledysk. Na odsłonie znajdują się słowa utworu - Eteiseen. Draft refusal, when there was a military draft, was a serious crime. Był pobór do wojska. It wasn't abstract, there was a draft. Służba wojskowa jest obsługa przez jednostki lub grupy w armii lub innej milicji, czy jako wybranej pracy lub w wyniku przymusowego projektu (pobór do wojska) Military service is service by an individual or Tadeusz Rozwadowski. Tadeusz Samuel Szymon Jordan Rozwadowski (ur. 20 maja 1866 w Babinie, zm. 18 października 1928 w Warszawie) – polski wojskowy, Feldmarschalleutnant cesarskiej i królewskiej Armii, generał broni Wojska Polskiego, szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego w czasie bitwy warszawskiej 1920, Generalny Inspektor Jazdy i 26 maja bieżącego roku odbyła się Gala i Koncert Laureatów XVI Ogólnopolskiego Festiwalu Piosenki Żołnierskiej „Czym dla Wojska Jest Piosenka” o puchar Grand Prix Dowódcy Komponentu Wojsk Specjalnych gen. dyw. dr. inż. SŁAWOMIRA DRUMOWICZA, patronat nad festiwalem objął Burmistrz Miasta Lubliniec Pan Edward Maniura. 2Bw7. I znów nastały gorące dni – „stronami deszcze stronami pogoda” – i znów ze zgryźliwością godną dwóch tetryków jak co roku powtarzam, że gorzej od kobiety w spodniach wygląda tylko mężczyzna w spodniach. mój pogląd zawsze kładł się cieniem na podziwie, jakim całe życie darzę cywilizację brytyjską: oficer, który nosi spodnie do kolan, nie może budzić szacunku, więc nic dziwnego, że Wielka Brytania straciła propos oficerów: jednak bardziej od kwestii estetycznych zajmują mnie w tej chwili kwestie etyczne. Czytam prasę, słucham informacji w radiu, czasem nawet nastawiam telewizor i coraz bardziej dręczy mnie pytanie natury, rzekłbym, fundamentalnej: czy ja się jeszcze do czegoś przydam w nadchodzącej wojnie?Jestem w wieku, jak mawiają dowcipnisie, poborowym, czyli że takich jak ja prędzej cholera weźmie niż armia. Zwłaszcza że na zdrowiu podupadam. Ale z drugiej strony, w przeciwieństwie do takiej, na przykład, Marii Peszek, chciałbym spełnić patriotyczny obowiązek. Jeśli nie na pierwszej linii frontu i do krwi ostatniej, to bodaj gdzieś w sztabie. W niezapomnianym wodewilu Królowa przedmieścia występuje pisarz gminny Majcherek; może ja mógłbym zostać pisarzem – sztabowym? Do tego chyba nie trzeba być sztabskapitanem, szczególnie że – jak pisał klasyk – skoro Boga nie ma, to cóż ze mnie za sztabskapitan…Z Bogiem czy bez Boga, muszę w tym miejscu ze wstydem wyznać, że nie mam żadnego stopnia wojskowego. Grzechy młodości. Gdy jakieś pięćdziesiąt lat temu zaczynałem rozmyślać nad swoją przyszłością, pod uwagę brałem nie tyle to, kim chcę zostać, ile to, czy zostanie kimkolwiek będzie się wiązać z koniecznością odbycia służby wojskowej. Nie mówimy o zasadniczej służbie wojskowej, zasadniczo wonczas dwuletniej (w marynarce trzyletniej); mówimy o rocznym przeszkoleniu wojskowym, jakiemu w mojej ojczyźnie, Polsce Ludowej, podlegali absolwenci studiów wyższych (bodaj z wyjątkiem seminariów, ale perspektywy przyjęcia stanu kapłańskiego nie brałem pod uwagę, poza tym gdy pogarszały się stosunki państwo-Kościół, również klerycy szli w kamasze). Gdy przyszedłem na świat, moi rodzice trochę się zmartwili: chcieli mieć dziecko, a urodził im się mól książkowy. Po parunastu latach było już mniej więcej jasne, że jedyną formą aktywności, jaką przejawiam, jest czytanie książek oraz wszelkich powierzchni pokrytych literami. Nic więc dziwnego, że próby nakłonienia mnie do podjęcia po maturze studiów medycznych (marzenie matki), studiów prawniczych (marzenie ojca) lub jakichkolwiek innych studiów, dających zawód i zapewniających jakąś pozycję w życiu, spełzły na niczym. Pragnąłem studiować filologię polską, albowiem jak Jorge Luis Borges – jeden z mych faworytnych autorów – wyobrażałem sobie raj jako dziś żyję w raju… Ale filologiem nie zostałem, przynajmniej w tym sensie, że nie mam stosownych papierów. Bo filologów też brali do wojska, a ja cierpiałem na ostrą antymilitarną fobię, której zresztą nie towarzyszył ideowy pacyfizm. W przystępie rozpaczy skorzystałem z furtki, jaka nieoczekiwanie się przede mną otworzyła na parę miesięcy przed maturą. Okazało się, że istnieje twór pod nazwą Wydział Wiedzy o Teatrze, dopiero co otwarty w Szkole PWST nie obowiązywało roczne przeszkolenie wojskowe – załatwił to chyba rektor Łomnicki, który jak wiadomo był zarazem wysokim funkcjonariuszem rządzącej partii, więc miał wpływy. Nie mogło mi się trafić nic tak, ale czy w moim owładniętym przez literaturę świecie było jakieś miejsce na teatr? Owszem, jako nastolatek interesowałem się teatrem nieporównanie bardziej niż obecnie. Chodziłem do teatru dwa-trzy razy w miesiącu, co tydzień czytałem recenzje w „Kulturze”, „Literaturze”, „Życiu Literackim”, a co dwa tygodnie kupowałem „Teatr”, który z taką właśnie częstotliwością się wtedy ukazywał. Mogłem był uznać się za człowieka jako tako z teatrem obytego, zwłaszcza że i w domu rodzinnym teatr budził znaczne zainteresowanie. Pozostawała tylko jedna kwestia: czy tego obycia wystarczy, żeby dostać się na WoT, który był wtedy modny i oblężony – w 1978 roku wraz ze mną na siedemnaście miejsc usiłowało się dostać prawie dwieście się i nawet specjalnie nie żałuję, choć fachu żadnego ze studiów nie wyniosłem (bo cóż ja umiem, cóż ja wiem w porównaniu z pierwszą z brzegu teatrolożką, już nie wspominając o dramaturżce tak uczonej, jak pani AJ). Studia uczyniły też ze mnie człowieka nader nieokreślonego w sensie przynależności wojskowej, co w perspektywie nadchodzącej wojny stanowi, jako się rzekło, wojskowe – koedukacyjne – mieliśmy nad drugim i trzecim roku, w czwartki od dziewiątej do czternastej. Odbywaliśmy je wspólnie z równoległą grupą z wydziału aktorskiego, tak że mogę dziś mówić, iż na przykład Hania Śleszyńska jest moją koleżanką z wojska. Uczyli nas oficerowie z demobilu, kapitanowie, majorzy i pułkownicy – jeden z nich, pułkownik Bortkiewicz, został komisarzem wojskowym PWST po wprowadzeniu stanu wojennego. Na zajęciach rysowaliśmy jakieś mapy, analizowaliśmy strategię i taktykę wyimaginowanych kampanii, poznawaliśmy zasady udzielania pierwszej pomocy oraz ćwiczyliśmy zachowanie na wypadek ataku atomowego – dostałem dwóję, bo nie potrafiłem założyć maski gazowej. Sporo czasu przeznaczone było na ochronę dzieł sztuki podczas działań wojennych. Pamiętam dyskusję na temat ratowania obrazów z Muzeum Narodowego, a zwłaszcza dylematy związane z dziełami o ponadnormatywnych wymiarach – np. jak i gdzie ukryć Bitwę pod Grunwaldem. W efekcie szkolenia wszyscy dostaliśmy zaliczenie ze stopniem (ale nie wojskowym, niestety), a chłopaków przeniesiono do rezerwy z przydziałem: Obrona Cywilna. Koledzy aktorzy chyba nawet nie zagrali w wojennym filmie, bo przestano takowe kręcić…Jeśli nie liczyć stanu wojennego, przeżyliśmy potem trzydzieści parę lat w pokoju, urządzając się lepiej czy gorzej. Spośród moich towarzyszy i towarzyszek broni część rozpierzchła się po świecie i nie znam ich losów, ale na przykład dokonania Hanki Śleszyńskiej są powszechnie znane; Mariusz Pilawski, zwany Borysem, ma swój teatr w łódzkiej manufakturze, a Wojtek Adamczyk – Ranczo w publicznej telewizji; co do mnie, to mogę za Igą Cembrzyńską powtórzyć: „A ja mam swój intymny mały świat…”.Czy okażemy się potrzebni, gdy „Polska da nam rozkaz”, jak na Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu śpiewał Adam Zwierz? Na pewno zameldujemy się na pierwsze wezwanie. Przecież ktoś te płótna Matejki musi zwinąć w rulon i gdzieś schować. Targ niewolników Stawił się następnego ranka, bardzo wcześnie, kiedy ulicami jechały dopiero pierwsze wozy z mlekiem, a pierwsze słońce oblizywało wilgotne dachy. Było tam już wielu poborowych. Pili wódkę, wrzeszczeli, opowiadali sobie dowcipy, które mogłyby zwalić z nóg słonia; wszystkim, czym tylko mogli, usiłowali zabić strach przed służbą. Niektórzy siedzieli wylęknieni i nastroszeni niby sowy; inni próbowali ryczeć wojsko-we piosenki; wszystkim było smutno i tęskno - zosta-wiali miasto, do którego miłość potrafią zrozumieć tylko ci, którzy wychowali się wśród jego brzydkich ulic i zaułków; zostawiali swoje dwadzieścia lat, wszystko dobre i złe, co przeżyli dotychczas; jechali, aby przez osiemnaście miesięcy znosić bezmyślną katorgę w imię słów, które brzmiały dla nich fałszem, w imię ojczyzny, w której błąkali się bez pracy i nadziei; jechali tam, gdzie klątwy kaprali miały zrobić z nich oddanych Bogu i Ojczyźnie żołnierzy. Przyszedł wąsaty sierżant, ustawił ich w dwuszereg, poodbierał karty powołania i przymrużywszy oko, rzekł: - No, kochani! Pamiętajcie, że w wojsku nie ma silnych. Ani mocnych. Ani cwanych. Silni szczoteczkami do zębów podłogi myją, a cwani - pośladkami schody równają. Jeśli ci każą zeźreć gówno, to masz jeść i mówić, że smaczne. Masz się zachwycać. Do Boga nie ma się o co skarżyć, bo Bóg wysłuchuje próśb, ale tylko od kaprala w górę. Wy zrozumieli? Roześmiał się dobrodusznie i przymrużył do nich oko. Odpowiedzieli wszyscy: - Tak jest, panie majorze! - No! A teraz pójdziemy się kąpać. Można Śpiewać... "Dom przy drodze" - znacie? - Obowiązkowo ! - Więc już... U stawił ich w szereg i poczęli iść w stronę ulicy Stawki, gdzie mieściło się Miejskie Kąpielisko. Szli raz za razem gubiąc nogę, a śpiew ich brzmiał równie niezdarnie: A on do wojska był przynależniony, A ona za nim pła-ka-ła... Kiedy wykąpali się już w błyskawicznym tempie, poprowadzono ich na ulicę Powązkowską przed komisję lekarską. Było ich ponad trzystu; Lewandowski rozglądał się za chłopakami z Marymontu, lecz nikogo nie zauważył. Zrobiło mu się smutno jak dziecku, że będzie sam pomiędzy obcymi, a na pewno gdzieś daleko od Warszawy i Wisły; może nawet rozdzielą go ze swymi z Warszawy i będą rozrzucać ich po innych pułkach- warszawiacy nie cieszyli się w wojsku dobrą opinią, na warszawiakach starzy kaprale łamali zęby i krzyże. Przysiadł na schodku i milczał nie biorąc udziału w powszechnym zamęcie. " Wszystko jest inne - myślał - kiedy w końcu przychodzi odchodzić. Wtedy nawet noc jest drugim dniem". Uchodziły pełne zdenerwowania minuty; co pewien czas wychodził sierżant i wywoływał nazwiska: - Bonikowski Zdzisław! - Jest! - Na salę! Bentel Roman! - Jest! - Na salę! Bober Władysław!... Odchodzili i wracali; byli pełni wściekłości lub zadowolenia, gdy udało im się uzyskać odroczenie; mijały godziny pełne zwątpienia, oczekiwania i słabej nadziei, że uda się uniknąć munduru. "Niech to cholera porwie" - myślał Lewandowski ponuro spoglądając w ziemię. Drażniły go wrzaski; upijano się korzystając z ostatnich chwil w cywilu; wciąż podchodził ktoś do Lewandowskiego częstując go wódką, lecz on odmawiał; nawet najmniejsza ilość alkoholu działała na niego rozdrażniająco i momentalnie ponurzał. - Masz pietra, kochany? - zapytał go ktoś z tyłu. - Ty może nie? - rzekł nie odwracając głowy. - Nie - mówił głos z tyłu. - Może się tam wykieruję na człowieka? W cywilu nie ma życia, kochany. Wojsko to co innego. Poganiają, poganiają, potem przypną ci belkę i masz spokój - sam dajesz innym do wiwatu. Jesteś człowiek, masz całe portki na tyłku. A tutaj? -szarpnął na sobie nędzne ubranko. - Tutaj chuj nocuje. Człowiek się kręci jak głupi. - Wiesz co, kochany? - rzekł Lewandowski. - Idź ty sobie do wszystkich diabłów. I zrób to tak szybko, jak tylko możesz. Już ja cię o to proszę, kochany. Facet zamilkł i zaraz potem odszedł; Lewandowski spojrzał za nim i zobaczył, że to człowieczek szczupły i mały, nad wyraz zabiedzony; zrobiło mu się go żal. Wtedy ktoś siedzący obok powiedział: - Z takiego szybko zrobią, kogo tylko będą chcieli - szpicla czy kaprala. Będzie kapować koleżków za receptę. Są tacy faceci. Oni każdą wojnę przetrzymają; inni wracają bez nóg - oni z medalami. Niech go wszyscy diabli prowadzą. - Nienawidzę małych, podłych facetów - mruknął Lewandowski. - Chociaż mi ich żal. Obejrzał się na mówiącego: był to niski, krępy chłopak w czystym, drelichowym ubraniu robotnika; twarz miał otwartą, lecz zaciętą zdecydowanie. Lewan-dowski poczuł do niego sympatię. - Z nami nie oblecą się tak prędko, co? - powie-dział. - Chcesz papierosa ? - No, nie palę. Nic z palenia nie ma, niech je szlag trafi. A z nami? Nie wiem, to zależy od tego, jak inni będą się trzymać. Mnie żaden kapral nie uderzy w mordę - zabiłbym na miejscu. Kiedy mnie uderzył taki jeden bydlak, to go potem do żadnego szpitala nie chcieli przyjąć. - Nie byłeś przecież w woju? - Nie. Ale pracowałem w Ursusie. Mieliśmy przy-sposobienie wojskowe. Dręczyli nas jak psy. Byłem tam czeladnikiem i wywalili mnie na zbity łeb. To łobuzy! Nie chcieli nas wyzwolić, bo musieliby podnieść stawki. Kiedyś przyszedł do nas jakiś bydlak kapitan i założył "Strzelca". I trzeba było jeszcze płacić na "Strzelca" - z tych sześćdziesięciu groszy na godzinę. Kto nie chciał się zapisać do piesków dziadka - wont z fabryki. Niektórzy pękali i zapisywali się. Ja nie chciałem. Ale na PW chodzili wszyscy, musiałem i ja. Kapral taki jeden prowadził ćwiczenia; kiedyś wjechał mi na matkę, ja na jego - on mnie w zęby. Potem porachowaliśmy się; dzisiaj ma kiosk z papie-rosami w Rembertowie - z powodu utraty zdrowia. N o i wywalili mnie. Zacisnął pięści. - Pomyśl - rzekł. - Żeby była wojna. Boże, żeby była wojna! Może by się to wszystko zmieniło? Wszystko jedno, ale tak dalej to nie ma sensu. To już lepiej kula w łeb na wojnie. Zabiliby? Może by i zabili, ale ja bym też kilku przeprowadził w chmury. Za własne życie. - Cóż winni ci tamci żołnierze? - mruknął Lewandowski. - Gówno mnie to obchodzi - odparł tamten. -A cóż ja komu jestem winien? Tu nikt nikomu nie winien, a wszyscy zdychają... - Splótł z chrzęstem palce; twarz jego zrobiła się nieprzyjemna, ruszał nerwowo szczękami, a po chwili rzekł: - Dwa ty-godnie temu ochajtnąłem się! Trzy lata chodziłem za nią; ona nie i nie, nie i nie. Nareszcie teraz, dwa tygodnie temu. Jeszcze nie ruszona była. I biorą mnie do woja. - Żona nie zając, w pole ci nie zwieje - rzekł ktoś z tyłu i roześmiał się. - Idź do diabła! - mruknął i Lewandowski widział, jak z wściekłości zbielały mu oczy. Potem szarpnął Lewandowskiego za rękaw i szepnął: - Jak myślisz -wytrzyma? - Jeśli kocha - mruknął Lewandowski bez wiary we własne słowa. - Jeśli kocha, to będzie czekać. - Tyle dni - mówił chłopak - i tyle nocy. Będzie sama, noc w noc będzie myśleć o mnie. Jednej nocy będzie mnie kochać, drugiej nienawidzić, że zostawi-łem ją samą. Będą się koło niej kręcić faceci, co tylko czekają na żonę żołnierza. Jest młoda i ładna, cholernie ładna ! - Wyciągnął zdjęcie i pokazał Lewandowskiemu; dziewczyna nie była wcale ładna. Chłopak ciągnął: - - Żebyś ty widział, jakie ona ma oczy! Ja zawsze mówiłem: Halina, te oczy mnie zgubią ! Wyszedł sierżant i począł wywoływać nazwiska: - Faliński Marian! - Jest! - Na salę! Fijałkowski Czesław! - Jest! - Na salę! Cołębiowski Franciszek... Chłopak podniósł się szybko i obciągnął kurtkę. - Idę - mruknął. - Trzymaj się. - Trzymaj się. I nie myśl nic; jeśli kocha, to będzie czekać - powiedział szybko Lewandowski i uścisnął mu rękę. Uśmiechnęli się do siebie i chłopak zniknął w drzwiach sali. - Akurat poczeka - mruknął ktoś. - Wróci i będzie miał z dziesięciu szwagrów. Diabłu uwierzę, ale nie babie. Koleżka z naszego domu poszedł do wojska; wrócił i żona go nie poznała. Chłopak wypił flaszkę, zmówił pacierz i potem najpierw ją, potem - siebie. Chłopak był charakterny. Teraz się weź, człowieku, i ożeń. Poczęto opowiadać sobie o rozmaitych koszmarnych zdarzeniach; w powietrzu zapachniało mordem. Lewandowski ziewał ze zdenerwowania; potem kilku dobrze podchmielonych poborowych odśpiewało tradycyjną pieśń o Zdanowiczu. Zdanowicz był to żołnierz czynnej służby; pewnego razu otrzymał urlop, który spędził tak przyjemnie, iż odbiegła go chęć powrotu do pułku. W konsekwencji zabił nożem policmajstra i sześciu stójkowych, którzy przyszli po nie-go - rzecz działa się bowiem w czasach carskich. Pieśń kończyła się tak oto: "Pędzi kibitka pustą ulicą, Felusiowi zdrowia - szczęścia wszyscy życzą. . . " Po czym zaczęto rozmawiać o czymś innym. I znów ktoś z tyłu rzekł do Lewandowskiego: - Odechce im się śpiewać... już niedługo, psiakrew! - Myślisz pan? - mruknął Lewandowski. - Nie potrzeba tutaj dużo myśleć. Wystarczy tylko, aby pchnęli ich na Polskę "B"", na pacyfikację; spalą kilka wsi białoruskich i odbiegnie ich ochota do śpiewu... ciąg dalszy... Od kilku dni miejscy strażnicy pracują z nowym szefem. Komendant Marek Lasek zapowiada, że chce podnieść jakość pracy formacji, a przez to poprawić jej wizerunek w oczach mieszkańców. Nowy komendant został wybrany w drugim naborze prowadzonym na to stanowisko przez olkuski magistrat. Marek Lasek ma 55 lat i jest byłym zawodowym żołnierzem Wojska Polskiego w stopniu podpułkownika, obecnie w stanie rezerwy. Ukończył Wyższą Oficerską Szkołę Lotniczą w Dęblinie, zarządzanie i marketing na Politechnice Lubelskiej oraz studia podyplomowe z zakresu bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego na Uniwersytecie Jagiellońskim. Nowy szef strażników podkreśla, że czuje dużą odpowiedzialność zarówno za realizację wytyczonych przez siebie celów, jak i swoich współpracowników. – Pierwszym celem jest redefinicja obowiązków całej formacji. To niezbędne dla prawidłowego wykonywania zadań spoczywających na strażnikach. Drugi cel to zmiana postrzegania strażników przez mieszkańców. Jestem przekonany, że przez poprawę jakości działań oraz bliższy kontakt z przedstawicielami mieszkańców (radnymi, zarządami osiedli) oraz samymi mieszkańcami, cel ten zostanie osiągnięty. Chcę, aby strażnicy wykonywali swoje obowiązki z zaangażowaniem oraz pełną świadomością roli, jaka mają do spełnienia. Mają egzekwować prawo w sposób stanowczy, ale kulturalny. Dalsze plany ujawnię w odpowiednim momencie – zapowiada Marek Lasek. Straż Miejska raczej nie cieszy się szczególnym uznaniem wśród mieszkańców. Komendant Lasek uważa, że na pewno nie będzie prowadził działań marketingowych, mających tylko na celu lepsze niż obecnie postrzeganie strażników przez olkuszan. – Wizerunek możemy poprawić codzienną pracą, niekoniecznie lubianą przez mieszkańców, ale niezbędną do utrzymania porządku w mieście. Powiedzmy sobie szczerze – straż miejska nie jest lubiana, gdyż sprawuje głównie funkcję porządkową. Jednocześnie bierze udział w wielu akcjach, służących np. edukacji młodzieży. Aktualnie przygotowujemy się do akcji „Bezpieczna droga do szkoły”. Czy któryś z rodziców, który jest zwolennikiem likwidacji straży wie o tym, że być może jego dziecko dzięki zaangażowaniu strażników pozna zasady bezpieczeństwa na drodze? A takich akcji jest więcej, np. „Bezpieczna woda” czy „Stop 18” – mówi Marek Lasek. Pieśni Patriotyczne i Piosenki Wojskowe:Bartoszu, BartoszuBiałe RóżeBogurodzicaBoże coś PolskęBracia, do bitwy nadszedł czasBywaj dziewcze zdroweCały świat śpi spokojnieCzerwone maki na Monte CassinoCześć polskiej ziemiCztery CórkiDalej, chłopcy, dalej żywoDeszcz jesienny deszczDnia pierwszego wrześniaDywizjon 303Dziś do Ciebie przyjść nie mogęEj, dziewczyno, ej, niebogoGaude Mater PoloniaGdy ruszył na wojenkę miał 17 latHej panienki posłuchajcieHej, Strzelcy, WrazHymn do BałtykuIdzie żołnierz borem, lasemJak długo w sercach naszychMarsz, Marsz PoloniaMazurek 3 majaMy Pierwsza BrygadaO mój rozmarynieOstatni MazurPiękna nasza Polska całaPierwsza KadrowaPłynie Wisła, PłyniePrzybyli ułani pod okienkoRotaRozszumiały się wierzby płacząceSzara PiechotaUłani, UłaniWojenko, wojenkoŻeby Polska była PolskąPieśni patriotyczne i piosenki wojskowe stanowią piękną lekcje polskiej historii. Pieśni patriotyczne potrafią nas wzruszyć do łez i obudzić jakąś szlachetną część naszej Polsce powstało wiele wspaniałych pieśni patriotycznych, które przez pokolenia zagrzewały nas do walki. Również dziś, gdy żyjemy w wolnej Polsce, piosenki patriotyczne rozgrzewają w nas miłość do ojczyzny. Pieśni patriotyczne i piosenki żołnierskie są pamiątką po ludziach, którzy oddali życie za wolną Polskę, dlatego musimy pielęgnować nasze piękne pieśni patriotyczne i piosenki wojskowe, gdyż są one czasem jedyną mogiłą poległych bezimiennych stronie znajdziecie teksty i nagrania najpiękniejszych polskich pieśni patriotycznych. Wkrótce dodamy również wersje karaoke najpopularniejszych piosenek.